Fragment książki "Remember the time"


"Zwykł mawiać do nas, "chłopaki, nie wiecie jakie macie szczęście" lub "nawet nie wiecie ile dobra macie." na początku kiedy to słyszeliśmy myśleliśmy "co? jesteś Michaelem Jacksonem!" Ale po czasie zrozumieliśmy co miał na myśli.

Pewnego dnia jeździliśmy na zewnątrz Middleburg i dzieci zobaczyły plac zabaw. Naprawdę się podekscytowały. Chciały iść i bawić się i błagały swojego tatusia żeby zatrzymał samochód i poszedł bawić się razem z nimi. Powiedzieliśmy, że nie sądzimy aby to było bezpieczne; na terenie było kilkoro dzieci i ich rodzice a my nie mieliśmy masek dla dzieci i ktoś mógłby zrobić im zdjęcie. Pan Jackson powiedział nam, żebyśmy szli. Powiedział, że zaczeka w aucie aby dzieci mogły się pobawić i nikt ich przez niego nie rozpoznał. Wzięliśmy więc dzieci a one poszły biegać i bawić się w parku. Pan Jackson został na tylnym siedzeniu i obserwował je z wnętrza auta.

Bill: Kiedy jesteś ojcem i widzisz to? Kiedy myślisz o tym, że musisz obserwować swoje dzieci zza przyciemnianych szyb podczas gdy one bawią się z obcymi ludźmi? Nie zamieniłbym się na to, co ja mam z moją córką. Nie zamieniłbym się z nim miejscami za żadne pieniądze świata. 

Javon: Byliśmy prywatną ochroną Michaela Jacksona. Mieliśmy być tymi wielkimi karkami, rozumiesz? Po prostu być twardym. Nie pokazuj swoich emocji i to i tamto, ale to było czasami ciężkie. To było ciężkie nie czuć tego bólu, jaki przez niego przechodził. Jeśli nigdy bym go nie znał i ktoś powiedział by w radio, że Michael Jackson narzekał bo nie mógł iść i bawić się ze swoimi dziećmi to prawdopodobnie miałbym to gdzieś. Pomyślałbym, że musi dojść do siebie. Ale to było zupełnie inaczej widząc to i wiedząc o czym on mówi.

To mogły być też najmniejsze rzeczy, te, które zaobserwowałeś w jego życiu. Byliśmy w DC i musieliśmy jakoś zabić czas pomiędzy spotkaniami więc on spytał czy moglibyśmy go powozić dookoła miasta by mógł je zobaczyć. Wjechaliśmy do Georgetown i zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle zaraz obok tego baru, irlandzkiego baru. Było happy hour, wszyscy wychodzili z pracy. Pan Jackson obserwował ludzi i jak wchodzą i wychodzą i powiedział "Pewnego dnia mam zamiar wejść do takiego miejsca, usiąść i powiedzieć 'Bartender, daj mi piwo!'. Pewnego dnia po prostu to zrobię. Po prostu wejdę i zrobię to."

Powiedział to w taki sposób, w jaki 12 letnie dziecko mówiłoby o zostaniu astronautą w przyszłości. Tak jakby to było niemożliwe do spełnienia marzenie, które pewnego dnia spełni. Po tym jak to powiedział, Bill i ja powiedzieliśmy "To nie problem, sir. Pójdziemy na to piwo razem z tobą. Nie ma powodu żebyś nie mógł. Twoje pieniądze mowią 'wierzymy w Boga' tak jak pieniądze kogokolwiek innego. Chcesz się wyluzować, chodźmy. Masz nasze słowo."

Zachęcaliśmy go. Był zbyt wystraszony by wejść. Powiedział "Ludzie, którzy są w środku nie pozwolą mi na to."

Bill: Nie ufał nieznajomym. Za każdym razem kiedy został złapany w tłumie, był naprawdę nerwowy i rozszalały. Pewnego popołudnia byliśmy na zakupach w Virginii. Javon poszedł po samochód. Siedziałem z panem Jacksonem przy wejściu razem z ochroną tego centrum handlowego. Ktoś go rozpoznał i utworzył się mały tłum. Podpisywał autografy. To była przyjazna sytuacja a nie obleganie czy coś w tym stylu. Kiedy Javon podjechał i otworzył drzwi dla pana Jacksona, ten koleś z tyłu tłumu krzyknął "Pieprzony molestujący dzieci!" 

Usłyszałem to bardzo wyraźnie. Spojrzałem na Javona; on też to usłyszał. Modliliśmy się by pan Jackson tego nie usłyszał. Ale gdy wsiedliśmy do auta i kiedy jechaliśmy już chwilę, przechylił się do przodu i powiedział "Słyszeliście kogoś z tamtego tłumu?"

"Nie, sir" powiedziałem "Nic nie słyszałem. Słyszałeś coś Javon?"

Javon pokręcił głową "Nie, sir."

Pan Jackson powiedział "Pomyslałem, że słyszalem kogoś mówiącego coś bardzo niemiłego. Mógłbym przysiąc. Nie okłamalibyście mnie, prawda?"

"Nie, sir."

Nie chcielismy go okłamać, ale wiedzieliśmy co się stanie gdy to potwierdzimy. To by go kompletnie przeważyło. Zamknąłby drzwi i zniknął w swoim pokoju na przynajmniej tydzień, a nie chcieliśmy żeby tak było.

Jechaliśmy i nikt nic nie mówił przez kolejne 10, 15 minut i wtedy z tylnego siedzenia, on powiedział "Nigdy nie skrzywdziłbym dziecka. Prędzej pociąłbym się niż zrobił cokolwiek dziecku."

Jak dla mnie to nic z tych rzeczy o nim nie było prawdą. Jako długoletni fan Jackson 5 i jego, po prostu w to nie wierzyłem. Związałem się z tą rodziną. Jego krewni, ojciec - oni byli bardzo podobni do mojej rodziny. Byli jak zwykła czarna rodzina, która wyrwała się z ghetta co jest czymś, czego my wszyscy cały czas próbujemy. Myślę, że dużo czarnych rodzin myśli właśnie tak o Jacksonach. Identyfikujemy się z nimi.

To zaczęło się zmieniać trochę po Thrillerze. Wciąż kochałeś Michaela, ale on był na takim poziomie, na którym nie mogłeś już się z nim tak bardzo identyfikować. Zacząleś wiedzieć go jak robi te wszystkie dziwne rzeczy. Jego wyjścia z Webster. Jego wyjścia z Brooke Shields. Stary zakupił nawet małpę. Wiedziałeś, że był inny, ale nigdy nie pomyślałem, że jest dziwny w taki sposób by móc skrzywdzić dziecko. Nie uwierzyłem w to za pierwszym razem. Za drugim razem też nie uwierzyłem. Ale kiedy drugie oskarżenie wyszło i ruszył proces? Nie miało znaczenia w co wierzyłes. W oczach opinii publicznej wszystko było już przesądzone. Był zrobiony na dziwoląga i odmieńca. 

Javon: Jeżeli byłeś dojrzewającym komikiem i potrzebowałeś jakiegoś łatwego materialu to po prostu wspominałeś imię pana Jacksona oraz małe dzieci i dostawałeś salwy oklasków u śmiechu. Ludzie nie zdawali sobie sprawy jak bardzo on był wrazliwy na tego typu rzeczy.

Dorastałem w South Central i śmiałem się z tych żartów tak jak wszyscy. Nie byłem częścią tej samej generacji co Bill, gdzie ludzie mieli szacunek do Jacksonow. Byłem bardziej jak generacja hip-hopu. Kochaliśmy muzykę Michaela Jacksona, ale widzieliśmy go tylko jako ekscentryczną gwiazdę. Kochałeś jego piosenki, ale śmiałeś się jeśli dochodziło do jego prywatnego życia. Ale teraz? Kiedy usłyszałem jak komik żartuje o szefie to nie było dalej zabawne. Wkurzyło mnie to. To było jak słuchanie żartów na temat twojej mamy albo przyjaciela. 

Bill: Javon szybko się denerwuje, od razu chce atakowac. Raz, złapaliśmy klip Katt Williams robiącego sobie żarty z pana Jacksona i Javon zaczął krzyczeć do telewizora. Powiedział jeszcze "Jeśli kiedykolwiek zobaczę Katt Williams to wytrzasnę smak z jego usta za te gówna co powiedział o szefie." I ten dzień w centrum handlowym w Virginii? Kiedy zdarzyło się to po raz drugi byliśmy z Javonem na łączach (mikrofony i słuchawki w uszach) i on powiedział "Właśnie widzę gościa, który to powiedział. Widzę go. Chcesz żebym go zdjął?"

Powiedziałem "Nie, Javon."

On mówił poważnie. I to było frustrujące. To postrzeganie jego przez ludzi to było coś całkowicie pozbawionego kontroli. Tak jak z Friend i Flower (kobiety, z którą Jackson miał relacje.) Jeśli chodziłoby o kogoś innego, jesli słyszałbyś historie o gościu, który prześlizguje się do hotelów z gorącymi europejskimi modelkami to nawet byś nie pytał o co chodzi. Ale przez to, że to "Michael Jackson" to ludzie wciąż chcą wierzyć, że to musiało być coś dziwnego. A ja czegoś takiego nie widziałem. To co widziałem ponad tym całym ekscentrycznym zachowaniem to normalny facet, zdesperowany by wydostać się i być normalnym gościem. Kiedy byłeś z nim już na bliższym poziomie znajomości to rozumiałeś, że te wszystkie plotki i oskarżenia były po prostu niemożliwe. Jako ojciec, jeśli kiedykolwiek pomyślałbym że on mógłby zrobić coś krzywdzącego dziecku to osobiście skopałbym mu tyłek.

Javon: Twoje postrzeganie zmieniało cię całkowicie kiedy się do niego zbliżyłes. To było to samo co jego relacja z dziećmi. Pytanie, które zawsze otrzymujemy to "Blanket jest do niego bardziej podobny niż Paris i Prince, myślicie, że oni wszyscy są jego?" I kiedy zaczynaliśmy tu pracować to zadawaliśmy sobie całe mnóstwo podobnych pytań. Ale kiedy raz spędziłeś z nimi czas i zobaczyłeś to jak razem wyglądali  to po prostu przestałeś o tym myśleć. To były jego dzieci. On był ich ojcem. Byli rodziną. Koniec historii.

Bill: Każdego dnia na całym swiecie pary wynajmują surogatki, mroża jajeczka, embriony. Ludzie pokonują wiele trudności by mieć dzieci i nikt nie kwestionuje tego czy są rodziną czy nie. Nikt nie wytyka tej rodziny palcem i nie mówi "Tak naprawdę to nie są wasze dzieci". Ale jeśli chodzi o Michaela Jacksona ludzie kwestionowali nawet jego prawo do bycia rodzicem. Ale z tego co widziałem to byli lepszą, bardziej kochającą się rodziną niż wszystkie jakie kiedykolwiek widziałem. Nie ma tu nic więcej do powiedzenia.

W jeden weekend wzięlismy dzieciaki do DC i zdecydowaliśmy się zostać w Four Seasons zamiast wracać do Middleburg. Pan Jackson zadzwonił do mnie i powiedział, że jego dzieci chcą iść na basen. Skontakowałem się więc z managerami hotelu i zgodzili się oni zamknąć basen na kilka godzin by pan Jackson mógł go użyć. By wszystko było zgodnie z procedurami to zrobiliśmy rozpoznanie czy teren jest na pewno bezpieczny. Były tam trzy kamery ochrony. Przeszliśmy się i upewniliśmy, ze wszystkie trzy były wyłączone i niepodłączone. Poźniej eskortowaliśmy pana Jacksona i maluchów z ich pokoju i pozwoliliśmy zejść schodami. Dzieci miały stroje kąpielowe, klapki i rzeczy do pływania. Grace też była z nami. 

Dostaliśmy się na basen. Prince i Paris wskoczyli od razu, umieli pływać. Blanket czekał na Grace by założyła mu motylki do pływania żeby tez mógł wskoczyc. Podczas gdy dzieci pływały pan Jackson spacerował wokół. Śpiewał jakieś melodie z głowy. Było w nim coś co sprawiało, że wygląda nieco dziwnie. Wydawał się nieco bardziej podekscytowany niż zazwyczaj, trochę bardziej optymistyczny. Zaczął śpiewać głośno, trochę buczeć. Następnie zaczął naśladować perkusję i spiewać głośniej. Spojrzałem na Javona. Javon na mnie. Zrozumieliśmy, że jest w swojej komfortowej strefie i robi to co robi najlepiej. Wyszedłem na chwilę by sprawdzić szatnię i pokój do ćwiczeń by upewnić się, że nikt tu nie wejdzie niespodziewanie i, że będą cały czas puste.

Javon: Wszystko było dobrze dopoki nagle pan Jackson nie spojrzał w górę i nie zobaczył jeden z kamer ochrony. Całkowicie stracił rozum. Zaczął krzyczeć "Mówiłem wam o tym! Mówiłem wam o tym kurwa!" To było tak jakby coś w nim pękło. Podbiegł do tej kamery, podskoczył, chwycił ją i i zacząl ją szarpać starając się zepsuć. 

Bill: Usłyszałem jak Grace krzyczy "Bill, Bill!" i wyszedłem zza rogu. Pan Jackson mówiąc dosłownie był na połowie ściany, sciągając kamerę, szarpać ją ciągnąć. Podbiegłem do niego krzyczac "Panie Jackson! Są niepodłączone! Nie są włączone! Nie działają!"

"Nie obchodzi mnie to! Nie obchodzi mnie to!"

Rozerwał wspornik i ta kamera wisiała na kilku kabelkach. A on podskoczył jeszcze raz i jebnął jeszcze mocniej. Zrzucił ją ze ściany. Porwał ją gołymi rękoma i zaczął nią ciskać w podłogę po czym rozwalił ją, zmiażdżył. krzyczał na nią i wrzeszczał "Nienawidzę cię! Nienawidzę cię!"

Podbiegłem do niego. Podniósł na mnie wzrok. Jego oczy były przekrwione. Na jego rękach była krew, głębokie rany na paznokciach tam gdzie metalowe kable je pocięly. Zaczął na mnie krzyczeć "Mieliście tego pilnować! Mieliście sie tym zająć! To są moje dzieci! Nie chcę by ludzie robili im zdjęcia!" 

Próbowałem mu wytłumaczyć, że kamery były wyłączone. Nic co powiedziałem nie miało dla niego znaczenia. To mnie trochę przeraziło, to jak się zachowywał. Moją pierwszą myślą było to, że być może on na czymś jest. Jego zachowanie było zupełnie inne niż to jakie widziałem dotychczas. To było dla mnie nowe i nieco przerażające.

Javon: Wszyscy się zamknęli i zamilkli. Byliśmy oniemiali. Nie wiedzielismy co robić, jak zareagować, jak temu podołac. W końcu on się uspokoił i zdecydował zostać na basenie. Bill poszedł i przyniósł apteczkę pierwszej pomocy żeby opatrzyć mu ręce. Hotel zakończył sprawę zaskarżając go o oddanie ośmiu tysięcy dolarów za kamery.

Czulismy się źle w sytuacjach jak ta. Praktycznie często czuliśmy się źle. Ponieważ to było naszą pracą by go chronić, ale nie mogliśmy chronić go przed rzeczami, które już się wydarzyły, które już go zraniły.

Bill: To była ta jedna noc gdy zadzwonił do mnie kiedy byliśmy w Virginii. Wcześniej wieczorem poprosił mnie żebym przyniósł mu butelkę wina. Przyniosłem mu ją do pokoju i to była w sumie ostatnia rzecz jaką zrobiłem zanim się obróciłem. Wtedy około 3 rano i mój telefon zadzwonil. To był numer pokoju pana Jacksona. Odpowiedziałem bo myślałem, że zdarzył się jakiś wypadek. Powiedział "Bill, śpisz? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem."

"W porządku sir. Wszystko w porzadku?"

Powiedział że dzwoni żeby pogadać. Więc gadaliśmy. O dzieciach, o Raymone. Powiedział "Czasami mam tego dosyć."


"O co chodzi, sir?"

"O wszystko" powiedział. Brzmiał jakby próbował nie płakać. Jakby przełykał łzy. "Czemu ludzie po prostu nie mogą zostawić mnie w spokoju? Nie jestem przedstawieniem cyrkowym. Nie jestem zwierzęciem w zoo. Chcę tylko żeby zostawili mnie w spokoju. Czemu ludzie nie potrafią tego zrozumieć?"

To tak naprawdę nie była dyskusja. On mówił. Ja słuchałem. Na wiele rzeczy, które mówił, nie miałem odpowiedzi. Nigdy nie doświadczyłem takich rzeczy, z którymi musiałbym się zmierzyć co on więc musiałem siedziec i udawać, że rozumiem go jeśli chodzi o takie rzeczy. I wiedziałem, że nie dzwoni by ze mną pogadać czy poprosić o opinie. Chciał się po prostu wyładować.

"Chcę tylko żeby moje dzieci miały lepsze życie niż ja." Powiedział. "Nie chcę by kiedykolwiek przechodziły przez to, przez co przechodzę ja. Jak wy byście się czuli jeśli wasze dzieci by czegoś chciały a wy musielibyście poprosić kogoś innego by to załatwili? Doceniam to co robicie dla moich dzieci, ale to ja jestem ich ojcem. Ja powinienem robić te rzeczy, ale nie mogę po prostu wsiąść w samochód i pojechać. Jest tak wiele rzeczy, których nie mogę dla nich zrobić bo ci ludzie nie pozwolą mi na to. Nie macie pojęcia jakie to uczucie. Nie macie. Chcę po prostu żyć z moimi dziećmi."

Powiedziałem "Rozumiem, sir. Zasługujesz na to."

Wciąż pamiętam jak stałem wtedy w moim pokoju, patrzyłem na siebie w lustrze i nie wierzyłem do końca, że to się dzieje. Że słucham Michaela Jacksona, który mi się zwierza przez telefon. To było trudne powstrzymywać emocje. Dobrze, że byliśmy na telefonie bo inaczej zobaczyłby chyba jak jego ochroniarz ma słaby moment.

Poczułem po prostu brzemię wszystkiego przez co on przechodził. Przy okazji, ochranianie go stało się moim życiem. Nie byłem w Virginii bo chciałem tam być. Byłem tam bo on tam był. Jesli chciał jechać do Maryland jutro, jechaliśmy tam. Szedłem tam gdzie on szedł. Jego rzeczywistość stała się moją rzeczywistością. I nie mogę powiedzieć by to była miła wycieczka, jego życie. To nie było zabawne. Były takie momenty, ale nie było zabawne. Nie było radosne. Było wiele zgiełku i sporo przeciągania liny. Wieczny niepokój. Nigdy nie wiedział komu ufać.

Fakt, że dzwonił do ochroniarza o trzeciej nad ranem wiele o tym mówi. Jeśli dzwonił do mnie to naprawdę musiał nie mieć nikogo. Javon i ja czulismy to również; izolację. Ja i on w końcu moglismy mówić o tym co nas denerwuje, dzielić się tym. Ale nie mogliśmy mówić o tym naszym rodzinom i przyjaciołom. Musieliśmy wymyślać wymówki np dlaczego nie dostaliśmy wypłaty. Wszystko musiało być zamknięte, musiało być sekretem. Dźwigasz te rzeczy w srodku i to cię zjada. Więc kiedy mówił o tym jak ma wszystkiego dość to zrozumiałem o co mu chodziło. Żyłem tak jedynie przez 7, 8 miesięcy i to naprawdę mnie dobiło. On przechodził przez to odkąd miał 10 lat.

Gadalismy dalej. Przeprosił za telefon. Powiedział "Nie chciałem cię tym obciążać Bill. Przepraszam. Naprawdę przepraszam." 

"W porządku, sir" odpowiedzialem.

"Dziękuję ci. Pójde teraz spać. Dobranoc." "

Co sądzicie o tej książce? Ja mam mieszane uczucia bo nie wiem czy wierzyć w to w 100% czy nie, ale w zasadzie to chyba chciałabym ją kupic.


Previous
Next Post »

1 komentarze:

Click here for komentarze
Anonimowy
28 maja 2018 12:42 ×

Myślę że warto przeczytać o człowieku którego zawsze chciałam zobaczyć jedno Marzenie które już się nie spełni i nie na gwiazdę spojrzeć tylko na człowieka i na te smutne oczy zobaczcie zawsze są smutne

Selamat Anonimowy dapat PERTAMAX...! Silahkan antri di pom terdekat heheheh...
Balas
avatar
admin
Thanks for your comment